środa, 21 stycznia 2009

Idea podatku

W celu walki z etatystycznymi skłonnościami niemal wszystkich Polaków:
Podatki dochodowe dzielimy na trzy grupy: złe, gorsze i najgorsze, tj. odpowiednio: degresywne, liniowe i progresywne. Niezależnie od tego, którą koncepcję wybraliby w Parlamencie nasi zbawiciele, opodatkowywanie całego dochodu (czyt.: części konsumowanej oraz części oszczędzanej/inwestowanej) jest niemądre. Część konsumowana już ma w planie być raz opodatkowaną (w drodze podatku od wartości dodanej), o czym możni ekonomiści tego świata zdają się zapominać; druga część natomiast... druga część powinna stanowić świętość. O sile gospodarki stanowią, między innymi: obecność kapitału oraz wolność zarządzania nim. Skąd bierze się kapitał? Z oszczędzania: oczywistym jest, że tylko z nie skonsumowanej części dochodów mogą rekrutować się tzw. 'inwestycje'.
Opodatkowanie tak ważnej części dochodu jest niczym innym jak wykorzystaniem ich w celu finansowania 'wydatków publicznych' (z definicji celu podatku), a takie działanie już znamy - i wiemy, że nazywa się pospolicie 'konsumpcją'. Niektórzy oczywiście chętnie wyraziliby aprobatę dla podobnego działania Rządu - fajnie, gdy to minister wie lepiej, ile powinienem konsumować, a ile inwestować! Póki co, jednak, umówmy się - nie na tym kapitalizm polega.

Zdaje się, że pozostawiłem jedną kwestię nierozstrzygniętą. Dlaczego tendencja wzrostu kapitału w gospodarce jest warunkiem koniecznym dobrobytu? Otóż inwestycje ekonomiczne przyczyniają się do zwiększania krańcowej wydajności pracy, co wiąże się bezpośrednio ze wzrostem ceny pracy - czyli: płacą.

Wiemy już, dlaczego rozsądni ludzie uważają ideę income tax za niemądrą. Wytłumaczę jeszcze hierarchię podatków dochodowych. Część konsumowana stanowi w przypadku ludzi więcej zarabiających mniejszy odsetek dochodu, niż w przypadku mniej zarabiających. To oznacza, że obejmowanie wyższą stopą podatku ludzi otrzymujących wyższe dochody (czyli ludzi, których dochód w większej części przeznaczany jest na oszczędzanie/inwestycje) jest, jakby to ująć..., nieuważne. Ów przejaw geniuszu zwany podatkiem progresywnym - i jego skutki - obserwujemy w Polsce od niecałych 20 lat.
Drugim rodzajem jest podatek liniowy. Flat tax jest 'trendi' z uwagi na jego sprawiedliwość, równość i generalną fajność.
Najmniejszym złem jest oczywiście podatek degresywny, który relatywnie najlżej obciąża nie skonsumowany dochód tych, którzy względnie najbardziej wpływowo kształtują wielkość krajowych inwestycji. Dziwadło takie wprowadził np. JE Mart Laar w pierwszej połowie lat 90. XX wieku w niepodległej Estonii.
Swoją drogą: Premier ten zrobił też kilka innych rzeczy, o których kiedyś prawdopodobnie napiszę, doprowadzając swój kraj do 13. miejsca Ogólnoświatowego Rankingu Wolności Gospodarczej Fundacji Heritage. Polska zajmuje zaszczytną 82. pozycję, 9 miejsc za Republiką Madagaskaru.

Czytelnik mógłby wywnioskować z uszeregowania rodzajów podatków dochodowych, że - rządząc państwem - ustanowiłbym podatek degresywny. Nic bardziej mylnego. Otóż jestem głęboko przekonany, że o potędze społeczno-ekonomicznej kraju stanowi przede wszystkim Wolność jednostki i - mając ją na względzie - nie zastosowałbym podatku w innej formie niż w formie przychodu państwa. Podatek ma być źródłem utrzymania państwowych instytucji, a nie narzędziem do redystrybucji dochodu. Na przykładzie: rynek w równowadze ustala pewną konstelację cen; dajmy na to, że w uproszczonym modelu mamy chleb (5 zł) i papierosy (10 zł). Państwo nakłada całkowicie rozsądny podatek VAT (u nas w wydaniu 22%...): chleb 6,10 zł oraz 12,20 zł. Stosunek cen towarów po opodatkowaniu za pomocą jednej stawki pozostał stały: 10 : 5 = 12,2 : 6,1. Niedopuszczalnym posunięciem Rządu jest zmiana tego stosunku (przypadek akcyzy). Działanie takie, przejawiające się w ustaleniu dodatkowej akcyzy na pewne towary, nosi znamiona niewyobrażalnej pychy ustawodawców. Ingerując w rzeczony wcześniej układ cen, roszczą sobie prawo do jego ustalania, a robić tak mogą tylko wtedy, kiedy są przekonani jednocześnie o ułomności rynku oraz własnej nieomylności. Co, w pewnych sytuacjach - np. podczas opowiadania kawałów znajomym - może się wydawać zabawne. Obecnie - jako, że dotyka nas rzeczywiście - jest raczej ponure.

Skoro idea redystrybucji dochodu wydaje mi się ohydna, a podatek liniowy w równym stopniu obciąża 'kapitałotwórców' jak i 'konsumentów chleba', nie pozostaje mi nic innego, jak przyznać, że zlikwidowałbym instytucję podatku dochodowego - jako wybitnie niedorzeczne przedsięwzięcie.
Żywię szczerą nadzieję, że czytelnika-socjalistę wpędziłem we wstydliwe zakłopotanie, a każdego innego - uszczęśliwiłem, po prostu przekonując do właściwej koncepcji.

JFS