poniedziałek, 17 marca 2008

Do Amerykanów

Hillary D.R. Clinton, była Pierwsza Dama, potencjalna kandydatka Partii Demokratycznej na prezydenta Stanów Zjednoczonych AP, napisała w 1996 roku książkę, której tytuł nawiązuje do wzruszającego afrykańskiego przysłowia - "It takes a village" (w porzekadle: "... to raise a child"). Jak na klasyczną komunistkę przystało, wzywa w niej do działania na rzecz "porozumienia w kwestii wartości i wspólnej wizji tego, co możemy dzisiaj zrobić - indywidualnie i zbiorowo - aby zbudować silne rodziny i społeczności", nawołując 265 milionów Amerykanów do wspólnego wychowywania wszystkich dzieci.
Mam nadzieję, że nie dokonam tu wielkiego odkrycia, stwierdzając jednoznacznie, że taki zbiorowy konsensus jest ultra-absurdem. W każdym wolnym państwie miliony ludzi mają odmienne opinie na temat tworzenia rodziny, hierarchicznego porządku wartości, a co za tym idzie - wychowywania czy też edukacji dzieci. Pani Hillary Clinton znalazła na szczęście rozwiązanie: przyznała, iż nadejdą czasy, w których "wioska będzie musiała działać zamiast rodziców i przyjąć w naszym imieniu te obowiązki, które przekazaliśmy rządowi". P. Clinton jawnie dochodzi więc do wniosku, że odbieranie praw wychowawczych rodzicom przez rząd jest naturalnym działaniem, pożądanym przez społeczeństwo - w myśl Wyższych Idei, jakimi są bezsprzecznie sprawiedliwość społeczna i harmonia ludowa.
Notabene: rezultaty przymusowego państwowego kształcenia są widoczne gołym okiem - szacuję, że circa 80% młodych ludzi ze średnim wykształceniem to przygłupy, którzy nie potrafią samodzielnie formułować własnych opinii. Publiczna oświata powinna być dozwolona tylko i wyłącznie pod warunkiem prawnej nietolerancji kretynizmu oraz w obliczu akceptacji podstawowej zasady nierówności uczniów. W każdym innym wypadku system zawodzi - i skutkuje gnojem, który obserwujemy obecnie.

Jestem pewien, że p. Hillary Clinton w głębi ducha jest zagorzałą zwolenniczką zniesienia praw własności, które-to spowodowałoby przymus centralnej dystrybucji dóbr i usług. Łącznie z dziećmi, oczywiście.

"Wszystkie dzieci nasze sąąąą..."

Konkurentowi p. Clinton w obozie Demokratów, Barackowi Obamie, absolwentowi Harvard Law School, obecnemu senatorowi USA, który niegdyś stwierdził, iż negocjacje z prezydentem Kanady są nieodzowne, niestety nie poświęcę więcej czasu - proszę wybaczyć.

Może p. Hillary Clinton w ciągu ostatnich 12 lat zmieniła poglądy? Może p. Barack Obama... yhm, żartował?
Głosujcie - demokraci to wspaniali ludzie!

ejndzl